Siła wyższa
autor: VoaTheMist
Voa już dawno nie bawiła się tak dobrze. Stanie na stole pośrodku chaosu karczmarnej bójki i rozdzielanie ciosów na lewo i prawo zawsze przywoływało u niej radosne wspomnienia dziecięcych zabaw w piaskownicy.
- Groooooaaaarrrrr! - wyrzuciła z siebie kolejny okrzyk bojowy i dziko szczerząc zęby, cisnęła na oślep w skłębioną ciżbę ciężkim pintowym kuflem. W odpowiedzi na działania zaczepne poszybowała w jej kierunku połowa dębowej ławy wyrzucona równie mocno co celnie przez wielkiego orka wiodącego prym w drugiej części sali. Orczyca była jednak na to przygotowana. Szybko ewakuowała się z punktu na trajektorii kolizyjnej, skacząc pomiędzy walczących w upatrzone wcześniej miejsce, gdzie tłum walczących wydawał się jej trochę luźniejszy.
- Uhaaaaaaa! - taka impreza naprawdę działała na nią relaksująco. Już miała wylądować, gdy w punkcie jej lądowania pojawił się krępy krasnolud, zaciskający zawzięcie zęby na czyjejś łydce. "Auć, to musi boleć" - pomyślała z rozbawieniem Voa i wylądowała z impetem na niczego nie spodziewającym się krasnoludzie. "Hehehe, to pewnie też".
- Na pytę Baiuma! - wdzięcznie zawył okrutnie potraktowany krasnolud, starając się zepchnąć z siebie nagły powietrzny desant.
- Nie wierć się tak - sapnęła Voa, wymierzając mu łokciem celną sójkę w bok.
- Umpf! Hrrrghrr... grrrr... - po wydawanych przez krasnoluda odgłosach łatwo można było rozpoznać, że osiągał on właśnie szczytowe stadium irytacji. "Ups, lepiej się stąd zmyć" - Voa zręcznie przeturlała się na bok i na czworakach wepchnęła się w tłum, starając się możliwie szybko zniknąć z obszaru zagrożonego erupcją wściekłości przedstawiciela rasy krasnoludów. Dłuższe przebywanie w takim obszarze groziło nieprzyjemnymi konsekwencjami.
- Wracaj tu, zielony karaluchu!!! - pomimo ogólnej wrzawy panującej w sali krzyk krasnoluda dobiegł do niej całkiem wyraźnie. "Oho, musi być nieźle wkurzony" - pomyślała Voa, rozpaczliwie starając się zorientować, w którym kierunku znajdowały się drzwi wyjściowe. Nagle poczuła jak coś chwyta ją za kołnierz i unosi do góry jakby była małą piłeczką do zabawy.
- Nie plącz się pod nogami - warknął wielki ork, podnosząc ją oburącz nad głowę.
- Heee.... ejjjjj! Poczekaaaa... - kończyła już w powietrzu, udając się po klasycznej paraboli na drugi koniec sali, z którego dopiero co przyszła. W połowie drogi zobaczyła co czeka ją u celu.
"Nie miej mi tego za złe, przyjacielu. Siła wyższa..." - zamknęła oczy i zaciskając zęby, runęła po raz kolejny na znajomego krasnoluda.